niedziela, 1 grudnia 2013

z uśmiechem :)

Dzisiaj zamierzam ambitnie podejść do testu końcowego. Czeka mnie jeszcze trochę powtórek i dawaj, nie ma odwołania. Na zakończenie przesyłam pewną przemiłą piosenkę, no nie powiem żeby od razu kredo zawodowe ale powinna nieraz dać się usłyszeć w bibliotekach jako podsumowanie pracowitego dnia :)

http://www.youtube.com/watch?v=KI5AEbrq4sc


jak ja lubię swój zawód !




Uwielbiam oglądać starodruki, ryciny, pożółkłe od starości papiery na których kaligraficznym pismem ktoś przed wiekami nanosił notatki. Cieszy mnie możliwość wejścia do miejsc zamkniętych dla ogółu oraz oglądania tego, co wyciąga się na wyjątkowe okazje i dla wyjątkowych gości. Zawód bibliotekarza jest właśnie taką przepustką!
Powyżej zbiory pewnej starej przyklasztornej biblioteki.

sobota, 30 listopada 2013

fotoreminiscencje cd






Za oknami obrzydliwie szaro, oblodzone chodniczki i ścieżki, nagie gałęzie wiśni w przydomowym ogródku. Jedynie witalna pietruszka na grządce nie daje się puki co i stroszy wojowniczo zielony pióropusz. Oglądam foto zrobione jesienią , grzeję się gorącą herbatą z sokiem i wspomnieniami...
Na kolanach rozłożony w pozie niedbałej Malczewski, nie , nie ten retro szatyn z ubiegłego wieku a raczej jego opis zjawiska zwanego "góralszczyzną"..

''Cuda Polski"

Mam przed sobą reprint książki "Tatry i Podhale" Rafała Malczewskiego z 1935 roku. Została wydana w serii "Cuda Polski" przez Wydawnictwo Polskie , która ukazywała się w latach 1928 - 1939 i była wielkim sukcesem edytorskim owych lat. Seria ta z racji reprezentowania "niesłusznej linii" w czasach PRL-u usuwana była z bibliotek, by po przełomie roku 1989 tryumfalnie powrócić w postaci reprintów . "Tatry i Podhale" jest jednym z czternastu tomów serii. Jej autorem jest syn wybitnego malarza - Jacka Malczewskiego, który idąc w ślady ojca zdobywał uznanie jako malarz pejzaży sielskich, tatrzańskich hal, małych stacyjek i błotnistych dróg wiejskich. Zawarł on w książce sporą dawkę informacji o życiu, obyczajach i ludziach żyjących w rejonie Tatr i Podhala, którzy zdołali odcisnąć swoje piętno w pamięci ludzkiej. Spora dawka czarno-białych fotografii z początków ubiegłego wieku uzupełnia tok pisarskiej wypowiedzi na łamach książki.
Poszczególne rozdziały poświęcone są historii osadnictwa na tamtych ziemiach, opisowi trudnych warunków życia opartych na pasterstwie i rolnictwie, odrębności tworzonej przez osiadłą ludność sztuki, opisowi charakteru przyrody, pór roku, pięknu trudnych gór. To prawdziwa perełka wydawnicza przeznaczona dla turystów w zimowym spoczynku . Dzisiaj wieczorem z pewnością się zapadnę w klimat Zakopanego sprzed wieku.

bladym świtem w sobotę

Poranny wściek. Synek jedzie z klasą na Andrzejki do schroniska PTSM w górach, pokój jak po napadzie, rano szperanie w DVD, bo wypad w góry w tym pokoleniu nie obejdzie się bez dyżurnego laptopa od kolesia i oglądania filmów po zmroku. Gry na kompa skasowałam. Powiedziałam co o tym myślę. Nie powiedziałam, co myślę o rodzicach kolesia. Ciśnienie mi się podniosło, nie jestem tolerancyjna. Kto to powiedział, że należy dawać przykład swoją postawą życiową i dużo rozmawiać to będą efekty. Jeszcze chodzę wewnętrznie jak pomyślę do czego sprowadza się wspólny wypad w góry dzisiejszych trzynastolatków.
I córci się oberwało za rozwłóczone po pokoju ciuchy i utensylia rysunkowe. Spokojnie. I do pracy. Odpocznę trochę psychicznie od domowego tygla z dwojgiem nastolatków.
Pomyślę o tym jutro- jak mawiała Scarlet OHara.

wtorek, 26 listopada 2013

Fotoarchiwalia cz. 3

Na pocieszenie oglądam sobie zdjęcia z wakacji i jesiennych wypraw.W tym roku pierwszy raz byłam w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Parę razy zwiedziłam Jurę Krakowsko-Częstochowską no i oczywiście sobotnie wycieczki w Beskidy na pobliskie trasy.Taszczę z sobą mojego wymarzonego Nikona, nawet przy najtrudniejszych wejściach dynda mi na szyi a ja spowalniając wycieczkę robię ujęcia bardziej i mniej udane. Przyznam się, że zaczynam tęsknić do mojego starego Fotosmarta HP, robił piękne zdjęcia z automatu dopóki nie wysiadł. I lekki był. A Nikuś swoje przeszło pół kilo waży.




Zima

Znów zaskoczyła drogowców. Zaspy, muldy, nieodśnieżone drogi po wsi, nim dotrę do powiatowej to nieźle mną pozamiata na zakrętach, o mijaniu się dwóch auteczek na dojazdowej nawet nie mówię, dziś przetrenowałam to jako przeżycie ekstremalne (po obu stronach dojazdówki rowy melioracyjne). Teraz do pracy będę jechać codziennie w korku z prędkością średnią 40 km/h, pięć metrów przede mną auto, pięć metrów za mną auto a daleko przede mną sznur czerwonych tylnich świateł . Już się zastanawiam o której rano mam wyjechać aby dotrzeć odpowiednio wcześnie po to by zająć miejsce wylotowe na służbowym parkingu. Bo tylko jeśli wyjadę bez opóźnień zdążę do drugiej pracy w odległym miejscu. Wziąwszy pod uwagę, że mam tylko godzinkę przerwy między oboma cząstkami mojego etatu a obecna prędkość na trasie jak wyżej to...Byle do grudniowego urlopu!